- Czytany: 3 razy
To dobrze, że wykonawca może zaangażować do realizacji zamówienia potencjał wielu podmiotów. Słusznie, że może w ten sposób spełnić warunki. Problem w tym, aby nie dopuścić do fikcji dysponowania oraz posiąść nowe kompetencje.
JAK BYŁO
Zacznijmy od tego, że przez wiele lat obowiązywała interpretacja o konieczności samodzielnego spełniania warunków udziału w postępowaniu. Problem był dyskutowany od zarania, czyli od połowy lat dziewięćdziesiątych i kończył się stwierdzeniem: skoro podwykonawcy nie są badani pod kątem przesłanek wykluczenia, nie można ich uwzględniać przy spełnianiu warunków, gdyż prowadziłoby to do obchodzenia przepisów dotyczących wykluczenia.
Co do zasady wykonawca mógł realizować zamówienie przy udziale podwykonawców, jednak musiał samodzielnie lub w ramach konsorcjum spełnić warunki udziału.
Co do zasady, gdyż wyjątkiem była kluczowa część zamówienia, co do której wyłączaliśmy, zgodnie z zasadami wpojonymi nam przez Bank Światowy, możliwość wykonania przez podwykonawców. Aż do pierwszej kontroli nasłanej przez KE. Kontrolująca Polskę Greczynka stwierdziła, ze to rażące naruszenie zasad, które będzie skutkować olbrzymimi korektami. Strona polska, zamiast się postawić, położyła uszy po sobie, przeprosiła, sumiennie obiecała, że takich naruszeń już nie będzie. I przez lata tego się należało trzymać pod karą pręgieża.
W międzyczasie wpisano tę zasadę do dyrektyw i od lat obowiązuje w prawie polskim. Czyli było dobrze, a rażącą niekompetencją wykazała się przedstawicielka KE.
Potem (wiele lat po pierwszych orzeczeniach ETS w tej sprawie: C-389/92 Ballast, C-176/9 Holst Italia, C-314/01 Siemens Telekom) wprowadzono do Pzp prawo polegania na zasobach podmiotów trzecich. I zaczął się cyrk. Najsprytniejsi wykonawcy rozpierzchli się po świecie i nawieźli całe walizki referencji od zapoznanych firm. I zaczęli mini udowadniać swoje kompetencje w każdym zakresie. I KIO było odporne na argumenty, że to fikcja, oszustwo i draństwo. Wtedy zrodził się pogląd, że spełnianie warunków to jedno, a wykonanie zamówienia to drugie.
GŁUPOTA W CZYSTEJ POSTACI
Chodzi oczywiście o warunki dotyczące doświadczenia wykonawcy. Nie ma większych problemów z udostępnianiem sprzętu, personelu, czy pieniędzy. Choć i w tym zakresie widujemy oszustwa i puste obietnice. Jeśli wykonawca chce ukryć, że nie posiada jakiegoś sprzętu, o czym konkurencja wie – najprościej wskazać, go jako udostępnianego przez kogoś, kogo prześwietlić będzie trudno. Największym problemem jednak było i pozostaje „udostępnianie doświadczenia”.
Wreszcie, po latach degrengolady, wprowadzono zasadę, że realizować zamówienie może ten, kto ma doświadczenie, a zobowiązania do wsparcia, konsultacji czy przeszkolenia należy wsadzić tam, gdzie ich wystawcy mają zamówienia publiczne i publicznych zamawiających.
Fikcja została ograniczona. Po drodze różne były zasady dowodzenia rzeczywistego dostępu do zasobów. Najpierw wystarczało krótkie zobowiązanie określające rodzaj zasobu, sposób i okres udostępniania oraz podstawę prawną tego. Ktoś wymyślił i propagował paskudny jednostronicowy wzór takiego oświadczenia, które miało po dwie linijki kropek do wypełnienia, a które zawierało mniej więcej tyle: „W związku z postępowaniem … zobowiązuję się do udostępnienia mojego doświadczenia zdobytego na projektach … wykonawcy … poprzez wsparcie, konsultacje i szkolenia personelu przez cały okres realizacji zamówienia na podstawie umowy cywilnoprawnej.”
I to, o zgrozo, przechodziło w KIO jako wiarygodny dowód dysponowania cudzym doświadczeniem.
Później zmieniono rozporządzenie w sprawie dokumentów podmiotowych, które przewidywało możliwość żądania nie oświadczenia, ale dokumentów potwierdzających powyższe. Było lepiej, zamawiający, który chciał walczyć z fikcja udostępniania mógł żądać czegoś więcej, niż puste oświadczenie. Niestety, wprowadzając zasadę, że realizować zamówienie może ten, kto posiada doświadczenie, ustawodawca wrócił do pojęcia „oświadczenie” (zamiast „dokumenty”), co stało się przyczyną powrotu do krótkich, nic nie mówiących oświadczeń określających „w szczególności:
- zakres dostępnych wykonawcy zasobów podmiotu udostępniającego zasoby;
- sposób i okres udostępnienia wykonawcy i wykorzystania przez niego zasobów podmiotu udostępniającego te zasoby przy wykonywaniu zamówienia;
- czy i w jakim zakresie podmiot udostępniający zasoby, na zdolnościach którego wykonawca polega w odniesieniu do warunków udziału w postępowaniu dotyczących wykształcenia, kwalifikacji zawodowych lub doświadczenia, zrealizuje roboty budowlane lub usługi, których wskazane zdolności dotyczą.”
Z jednej strony, jest lepiej z powodu punktu 3), z drugiej, to ciągle mało, aby być spokojnym co do rzeczywistego udziału puz’a. A właściwie: najpoważniejszym problemem jest to, że wykonawcy posługują się w ramach punktu 3) sformułowaniem „wykona roboty budowlane lub usługi, których wskazane zdolności dotyczą” co nadal jest pustym i najczęściej nieprawdziwym sformułowaniem.
Generalny wykonawca najchętniej chciałby uczestniczyć i uczestniczy w realizacji tej części umowy, tylko z oświadczenia nie wiadomo w jakim zakresie, a na etapie realizacji nikt się nie przejmuje, że przebiega ona inaczej, niż to oferował wykonawca. Przynajmniej dopóki idzie dobrze.
A czy generalny wykonawca zdobywa w ten sposób doświadczenie w zakresie, który ma być, zgodnie ze złożoną ofertą, wykonany przez puz’a? O tym dalej.
ZASADY FORMUŁOWANIA WARUNKÓW
Warunki dotyczące doświadczenie wykonawców bywają w starej UE formułowane podobnie do starego przepisu polskiej ustawy: wykonawca powinien wykazać, że posiada doświadczenie niezbędne go należytej realizacji zamówienia. Ewentualnie: wykonał co najmniej dwa podobne zamówienia. I to wszystko. Zamawiający nie precyzuje warunku, w szczególności nie definiuje podobnego zamówienia. W ten sposób nie tylko zamawiający uzyskuje ograniczoną swobodę w ocenie doświadczenia wykonawcy, ale przede wszystkim wykonawca otrzymuje swobodę w doborze sposobu potwierdzenia niezbędnego doświadczenia.
Polska ustawa wyraźnie dopuszcza takie formułowanie warunków. Wszak najważniejsza zasada wyrażona w art. 112 ust. 1 Pzp stwierdza: zamawiający określa warunki udziału w postępowaniu w sposób proporcjonalny do przedmiotu zamówienia oraz umożliwiający ocenę zdolności wykonawcy do należytego wykonania zamówienia, w szczególności wyrażając je jako minimalne poziomy zdolności.
Pojęcie „minimalnych poziomów zdolności” odpowiada naszemu sposobowi formułowania warunków w sposób precyzyjny, wymierny, możliwy do oceny przez najważniejszego w zamówieniach publicznych decydenta: mr Excell. Sformułowanie „w szczególności” natomiast wprowadza tzw. listę indykatywną. To, co jest wskazane po tej frazie jest przykładem pozytywnym (tak na pewno można), lecz nie wyczerpującym (można również inaczej). UZP w Informatorze 2/2013 (sprzed 12 lat) opisał to w następujący sposób:
„f. Ustawa Pzp jak i dyrektywa klasyczna nie wymaga, by kryteria weryfikacji i minimalne zdolności wskazane w opisie sposobu oceny spełniania warunków musiały zostać wyrażone liczbowo, mogą one mieć zatem charakter przesłanek lub wytycznych, które zamawiający przyjmuje przy weryfikacji informacji zawartych w dokumentach złożonych przez wykonawcę”.
Czytając ten teks należy pamiętać, że w onym czasie UZP twierdził, iż warunki udziału w postępowaniu są określone w ustawie (zgoda), a zadaniem zamawiającego jest opisanie sposobu oceny ich spełniania (brak zgody). Zostawiając w tym momencie na boku frazeologię (warunki, czy opis sposobu ich oceny), UZP stwierdził jednoznacznie, że wymagania określane przez zamawiającego nie muszą być wyrażane liczbowo, lecz mogą mieć charakter „przesłanek lub wytycznych”, które zamawiający przyjmie przy weryfikacji podmiotowych środków dowodowych.
To się, niestety, nie przyjęło i zarówno wtedy, jak i dziś panuje przekonanie, że jedynym legalnym sposobem formułowania warunków jest ich sprecyzowanie w postaci minimalnych poziomów zdolności, aby również małpa zasiadająca w komisji przetargowej mogła podjąć tę samą decyzję co mędrzec.
WARUNEK DOŚWIADCZENIA
W konsekwencji zamawiający stawiają warunki dotyczące doświadczenia najczęściej w ten sposób:
W ciągu ostatnich … (zwykle 3 w przypadku dostaw i usług i 5 w przypadku robót budowlanych) lat wykonał należycie co najmniej (najczęściej 2) zamówienia podobne, po czym następuje precyzyjna definicja zamówienia podobnego: o zakresie A,B i C wartości X, w technologii Y (lub podobnie). Jakie to ma skutki?
Weźmy pod uwagę najprostszy element definicji, czyli wartość. Wykonawca musi wykazać dwa zamówienia o wartości np. 100. Jeśli wykonawca wykonał jedno zamówienie o wartości 200 oraz dziesięć o wartości 95 – nie spełnia warunku. Nie może złożyć oferty, a jak złoży – zostanie wykluczony jako niewiarygodny. Czy jakiś normalny, rozsądny człowiek, nawet jeśli wcześniej założy sobie, że podobne powinno mieć wartość 100, odrzuciłby konkurencyjną ofertę tylko dlatego, że wykonawca wykazał 1x200+5x95? Nigdy!!! To dlaczego to robimy? Bo tak stało w warunkach zamówienia. Rozumiem. Tylko dlaczego te warunki są tak napisane? Przecież nie muszą.
To co musi zrobić wykonawca? Musi poszukać partnera, którego zaprosi do wspólnego udziału w postępowaniu, czy to jako członka konsorcjum, czy podmiotu udostepniającego zasoby (puz). Znalazł kolegę, który podobnie: wykonał jedno zamówienia spełniające warunek i wiele podobnych, choć niższej wartości. Czy razem mogą wygrać? Nie! Bo doświadczenia się w ten sposób nie sumuje.
Starsi pamiętają zapewne, że przez lata KIO uparcie orzekało, że 1+1=2, co w matematyce jest prawdą. Jednak, wziąwszy pod uwagę istotę warunków, było bez sensu.
Skoro zamawiający żąda dwóch zamówień, to dlatego, że raz mogło się udać (co potwierdziła Izba w jednym z moich ulubionych orzeczeń). Słusznie. Pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla (są różne wersje), a dopiero trzeci dla siebie. Trzeba dwa razy przekonać się o tym jak nie należy czynić i za trzecim razem wychodzi dobrze. To rozsądne podejście, choć nieobowiązkowe. Zamawiający przecież nie musi wymagać doświadczenia wykonawcy, może np. poprzestać na doświadczeniu personelu (co czasem robimy).
Po latach, jak zwykle na skutek orzeczenia TSUE C 387/14 ESAPROJEKT, KIO musiało zmienić linię przyjmując, że dwóch wykonawców, którzy wykonali po jednym zamówieniu (niezależnie od tego czy są członkami konsorcjum, czy wykonawca i puz) nie spełnia warunku wykonania dwóch zamówień (słusznie). Tylko co w tej sytuacji ma zrobić nasz wykonawca?
Musi znaleźć partnera, który wykaże dwa zamówienia o wartości 100 i uczynić go członkiem konsorcjum lub puz’em. Taka oferta może być wybrana. Nasz wykonawca nie załączy nawet swoich referencji, a jak załączy, to nie będą one brane pod uwagę przy badaniu oferty. Wszystko będzie się opierało na doświadczeniu tego drugiego. Co w takim razie może robić nasz wykonawca nie spełniający warunku? Parzyć kawę i nosić teczkę za kolegą? Co do zasady, nie może uczestniczyć w realizacji zamówienia.
W przypadku konsorcjum to jeszcze jakoś wygląda, ale w przypadku puz? Oferent ma całość zamówienia wykonać przy pomocy podwykonawcy? To jaki z niego (generalny) wykonawca?
INNE WARUNKI
Jak to zmienić? Nawet, jeśli formułować warunki jako minimalne poziomy zdolności, należy to robić inaczej. Propagujemy to z Januszem Doleckim już kilkanaście lat. Zamiast rzeźbić kompleksową definicję zamówienia podobnego (mam wrażenie, że niektórzy robią na tym doktoraty), należy wybrać najważniejsze elementy zamówienia i na każdym z nich postawić odrębny warunek. Zamiast „wykonał dwa zamówienia A+B+C” napisać „wykonał dwa zamówienia A, dwa zamówienia B i dwa zamówienia C”.
Przykład:
W przypadku budowy obiektu – wykonawca musi wykazać, że wykonał:
- dwa wykopy o objętości min. a m3 poniżej poziomu wody gruntowej
- dwie ścianki szczelne o wymiarach bxc
- wykonał dwie konstrukcje z betonu sprężonego o długości min. d
- itd.
- zarządzał budową o wartości / zakresie / z udziałem min. f podwykonawców
Należy zastrzec, że kluczową część zamówienia wykonawca musi wykazać i wykonać sam. A jaki warunek z powyższych jest kluczowy? To oczywiste: 5) – zarządzanie budową. Oferent może nie mieć żadnego doświadczenia w osobistym wykonywaniu wykopów, ścianek szczelnych, czy belek betonowych. To i tak robią zwykle wyspecjalizowani podwykonawcy. Ważne, aby (generalny) wykonawca miał doświadczenie w zarządzaniu dużą budową, niekoniecznie podobną do przedmiotu zamówienia. Ostatecznie to problemy w zarządzaniu budową, a nie problemy techniczne są najczęstszym powodem opóźnień, a nawet rozstania się stron.
Przy takim sformułowaniu warunku wiadomo do czego służą puz’y. Mają wnieść swoje branżowe doświadczenie. Podobnie przy konsorcjum: niech wspólnie ubiegają się wykonawcy, którzy łącznie wykazują zdolności techniczne. Czyli 2xA+2xB+2xC spełniają warunki, a 1xA+B+C i 1xA+B+C nie spełniają warunku.
Takie formułowanie warunków poszerza konkurencję, promuje łączenie potencjałów i pozwala rozwijać się wykonawcom.
NOWE DOŚWIADCZENIA
Jak wspomniałem, przy kompleksowym warunku, którego wykonawca nie spełnia, nie powinien on brać udziału w realizacji zamówienia. Problem: w jaki sposób wykonawca ma zdobywać nowe kompetencje, poszerzać zakres działalności?
Może, oczywiście brać realny udział w realizacji zamówienia, acz pod nadzorem lub z wiodącą rolą tego, kto ma doświadczenie. Powinno to być odpowiednio opisane w umowie konsorcjum i odpowiednio realizowane, wszak referencje potwierdzają stan faktyczny, a nie prawny. Generalny wykonawca może w ten sposób budować swoje kompetencje w zakresie specjalistycznych elementów zamówienia.
Dodajmy, że po wprowadzeniu zasady, iż każdy może powołać się na doświadczenie w zakresie, w którym realnie uczestniczył, KIO zaczęło przeginać w druga stronę. Najpierw przez lata orzekało, że chluba za wykonanie całości zamówienia należy się każdemu z konsorcjantów - wszak wszyscy odpowiadali solidarnie (tak, jakby bank przez solidarną odpowiedzialność nauczył się np. budować linie kolejowe – pierwowzór konsorcjum).
Później, po wyroku TSUE C 387/14 ESAPROJEKT wszystko się odmieniło: wykonawca może powołać się jedynie na zakres, który sam realizował, bez pomocy podwykonawców. Jakiś obłęd: oba poglądy są gruntownie fałszywe. I orzeczenie TSUE nie daje podstaw do takiej interpretacji trybunał powiedział jedynie, że prawo UE nie dopuszcza, aby wykonawca biorący indywidualnie udział w postępowaniu o udzielenie zamówienia publicznego polegał na doświadczeniu grupy wykonawców, której był członkiem przy innym zamówieniu publicznym, jeżeli faktycznie i konkretnie nie uczestniczył w jego realizacji.
„Faktycznie i konkretnie” nie oznacza „samodzielnie”. W ten sposób należałoby uznać, że żadna firma nie ma doświadczenia w jakiejkolwiek większej budowie, gdyż realizuje ją przy pomocy kilkunastu, -dziesięciu, a nawet -set podwykonawców. A to dopiero jest wezwanie.
W przypadku konsorcjów wiadomo, że zdobywany przez nich zakres doświadczenia zależy od sposobu sformułowania umowy konsorcjum. Jeśli dzielą się pracą, każdy zdobywa referencje jedynie w swoim zakresie. Jeśli faktycznie i konkretnie uczestniczą w realizacji całości, mogą liczyć na referencja za całość.
A jak jest w przypadku puz’ów? Czy z samego faktu, że są podwykonawcami wynika, że generalny wykonawca zdobywa doświadczenie w zakresie realizowanych przez nich prac? Przecież nie. To zależy, czy faktycznie i konkretnie uczestniczą w ich realizacji.
I tego mi brakuje w zobowiązaniach do oddania zasobów. To może być określone również w umowie podwykonawczej, ale wydaje mi się, że mało kto zwraca na to uwagę. Potem zamawiający podpisuje referencje w treści podsuniętej przez generalnego wykonawcę nie zastanawiając się, czy nie poświadcza nieprawdy. A duże firmy „kanibalizują” małe. W świecie zamówień mających służyć rozwojowi MŚP.